Moja koleżanka jest totalnie pijana, co robić? miałyśmy dzisiaj impreze i moja koleżanka wypiła o wiele więcej i teraz jest cała blada,nie kontaktuje i wymiotuje. co mamy robić? co najlepsze na otrzeźwienie? Zobacz 11 odpowiedzi na pytanie: Moja koleżanka jest totalnie pijana, co robić?
Jedna z internautek, która w serwisie Reddit posługuje się nickiem „Veganthrowaway192847” podzieliła się z innymi historią z „dowcipu”, jaki zgotowali jej znajomi. Kobieta zapytała społeczność serwisu, czy dobrze zrobiła powiadamiając policję o tym, że podczas imprezy jej przyjaciele dali jej do zjedzenia prawdziwego kurczaka, mimo że zapewniali, że jest to jego wegańska wersja. Cała sytuacja została sfilmowana. 24-latka poinformowała, że jest weganką przez ostatnie 10 lat. „Cztery noce temu byłam na imprezie i przyznaje, że upiłam się. Moi przyjaciele myśleli, że zabawnym dowcipem będzie nakarmić mnie nuggetsami z kurczaka” – pisze kobieta. „Zapytałam ich przed zjedzeniem, czy to wegańskie, na co odpowiedzieli mi, że tak. Dziwnie smakowały, ale stwierdziłam, że to dlatego, że jestem pijana” – czytamy. Następnego dnia siostra autorki wpisu zauważyła na Snapchacie nagranie, na którym widać, jak znajomi 24-latki pakują kurczaka, a potem podają go internautce. Później znajomi kobiety kpili z niej, że nie zdała sobie sprawy z tego, że zjadła mięso. 24-latka stwierdziła, że pobrała wideo i zgłosiła sprawę na policję. „Moim zdaniem wykorzystali to, że byłam pijana i podali mi prawdziwego kurczaka, nabierając mnie i upokarzając. Ich zdaniem to był tylko żart” – pisze. Pod postem pojawiło się tysiące komentarzy. Część osób wyraziła swoje oburzenie „żartem” znajomych kobiety, a inni pisali, że przesadziła zgłaszając sprawę na policję. Nie wiadomo na razie, czy policja podjęła jakikolwiek kroki w związku ze zdarzeniem. Czytaj też:Weganka znalazła żabę w sałacie z supermarketu. „Byłam zszokowana”
Ariana Grande wyznała: "Byłam strasznie pijana" Plotki. Środa, 10 lipca 2019 (13:41) bo byłam strasznie pijana i smutna. Naprawdę nie pamiętam, jak to się zaczęło, jak skończyło i
fot. Adobe Stock, Руслан Галиуллин Nie wierzę, że jestem w tym samym punkcie, w którym byłam osiem lat temu. Tylko starsza i jeszcze głupsza niż wtedy. Jeszcze bardziej żałosna. Gdyby ktoś opowiedział mi tę historię, nie uwierzyłabym. Ale to ja jestem jej główną bohaterką… Wyszłam za mąż, mając 22 lata Byłam zakochana na zabój i myślałam, że Pana Boga za nogi złapałam, gdy Albert mi się oświadczył. Moje koleżanki powoli wychodziły za mąż i czułam, że na mnie też nadszedł czas. Chciałam spędzić resztę życia z tym człowiekiem. No i pragnęłam tego wszystkiego, co wiąże się ze ślubem i weselem. Białej sukni, kwiatów, przyjęcia, tortu, tańców, zabaw z didżejem. Ustalania menu, wieczoru panieńskiego, pięknych zdjęć. To naiwne, teraz to wiem, ale wtedy byłam gówniarą, a takiego romantycznego rozmachu chcą młode dziewczyny. Co prawda, nie wyprawiliśmy wielkiego wesela, ale roboty i tak było całkiem sporo. Żonglowałam kolorami, fakturami, gatunkami kwiatów i rodzajami koronki, ciesząc się jak dziecko i niecierpliwie wypatrując naszego wspólnego życia. Wiedziałam, że codzienność to nie wesele, pełne kolorów i pyszności, więc nie czułam się ani trochę rozczarowana. Nie chcieliśmy jeszcze decydować się na dziecko, zamierzaliśmy najpierw nacieszyć się małżeńskim życiem, może zwiedzimy trochę świata, a na pewno ogarniemy finanse i mieszkanie. Dla Alberta taka rzeczywistość była zbyt szara. Dlatego mnie zdradził. Dokładniej, zdradzał mnie nagminnie, z różnymi dziewczynami. Dowiedziałam się o jednej, gdy po prostu wróciłam wcześniej z pracy. Źle się czułam, miałam dreszcze i podejrzewałam, że za chwilę gorączka całkiem mnie rozłoży, więc zwolniłam się i pojechałam prosto do domu. Połknę parę tabletek, wyśpię się, a jutro po niedyspozycji nie będzie śladu – myślałam. No i zastałam mojego męża z jakąś brunetką. Gołych. W naszym łóżku. Kiedy raczyli mnie dostrzec, odbył się cały ten festiwal pisku, wstydu, zbierania ubrań i zasłaniania nimi tego i owego. – Kochanie, ja… ja ci to wszystko wytłumaczę – jąkał się Albert. – To… to nie jest tak, jak myślisz. Jola… – Aneta! – warknęła dziewczyna, zakładając sukienkę. – Nie dość, że żonaty, to jeszcze imiona mu się mylą. Wiej, kobieto! – poradziła mi i sama uciekła. A my zostaliśmy w przerażająco teraz ciasnej przestrzeni naszego mieszkania. Żadne słowa, które mój mąż z siebie wyrzucał, nie miały znaczenia. Niemal nie słyszałam, jak powtarza, że mnie kocha, że to przypadek, że go poniosło… Chwyciłam torbę, której zwykle używałam, gdy szłam na siłownię, spakowałam do niej kilka rzeczy i pojechałam do rodziców. Płakać, a także chorować, bo gorączka brała mnie coraz bardziej. Moje małżeństwo trwało niecałe 3 lata Wiedziałam, że nie wybaczę zdrady, więc zostanę rozwódką jako dwudziestopięciolatka, w wieku, w którym spora część kobiet nie miała jeszcze kandydata na narzeczonego. Płakałam cały dzień i całą noc, głaskana przez mamę po włosach. – Całe szczęście, że nie macie dzieci… Tak, ja też się cieszyłam, że nasz rozwód nie zniszczy nikomu więcej życia, choć w tamtej chwili wolałam się skupić na moim bólu, a nie na cierpieniu hipotetycznych dzieci. Rozwód uzyskaliśmy na pierwszej rozprawie. Sędzia nie miała wątpliwości wobec naszych zgodnych zeznań. No bo czemu tu zaprzeczać? Skoro został, biedny, przyłapany in flagranti? Miałam szczerą nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę tego „dziada”, jak o nim myślałam. Niech sobie teraz bzyka, kogo chce i gdzie chce, byle z daleka ode mnie! Długo nie mogłam się pozbierać. Czego mi brakowało, że Albert musiał szukać tego u innych kobiet? Byłam nie dość zgrabna? Nie dość ładna? Głupia? Nudna? Byłam złą żoną? Do niczego kochanką? Szukałam przyczyny w sobie, chcąc się zmienić, chcąc wyeliminować to, co we mnie szwankowało. Nie miałam ochoty na budowanie związku Najpierw musiałabym zaufać, a jak miałam zaufać obcemu facetowi, skoro miłość mojego życia zdradzała mnie i oszukiwała, do końca twierdząc, że kocha tylko mnie? Paranoja jakaś. Leczyć się dziad powinien. Z seksoholizmu. W końcu zaryzykowałam, bo ile można się katować celibatem, nie tyle fizycznym, co uczuciowym. Poszłam na jedną randkę, drugą, trzecią… Udało mi się stworzyć dłuższy związek, który jednak nie przetrwał roku. Po kolejnych dwóch falstartach poznałam Pawła i po blisko trzech latach zaczęłam myśleć, że chyba niepotrzebnie tak mocno się zarzekałam, że już nigdy nie wezmę ślubu. Z Pawłem mogłabym spędzić resztę życia. Miałam nadzieję, że on ze mną też. Wszystko na to wskazywało. Mieszkaliśmy razem, było nam cudownie w łóżku, poza nim też dobrze się układało. Napomknęłam więc pewnego razu przy kolacji, że moglibyśmy zalegalizować nasz związek, zorganizować jakąś małą uroczystość… – Chyba żartujesz, kotku? – usłyszałam w odpowiedzi. – Dobrze nam razem, nie przeczę, ale jak zaczynasz gadkę o ślubie, to pewnie zaraz zaczniesz marudzić na temat dzieci… – A co w tym złego? Moglibyśmy pomyśleć o dzieciach. Nie robię się młodsza. Mam prawie trzydzieści lat, jesteśmy razem od trzech, więc… – O, nie, myszko, tak się nie bawię. Dziękuję, ale nie. Myślę, że to jest ten czas, kiedy powinienem zmienić kurs. – Słucham? Z kim ja byłam przez ten czas?! Nie mogłam uwierzyć w to, co Paweł w tamtej chwili zrobił – wstał i zaczął pakować swoje rzeczy. Nie miał ich za wiele, był minimalistą. Trochę ubrań, parę książek, żadnych pamiątek i bibelotów. Po prostu spakował się, powiedział, że było miło, ale to już koniec naszej wspólnej drogi… i po prostu wyszedł. Nawet nie spytałam, gdzie będzie spał, gdzie zamieszka… Siedziałam przy stole, przy którym pół godziny wcześniej zamierzałam omówić plany na resztę życia, jak odrętwiała. Boże, to chyba jakiś jeden wielki, nieśmieszny żart. Paweł rzucił mnie, ot tak, bo śmiałam myśleć i mówić o wspólnej przyszłości? Po trzech latach zostawiał mnie w pięć minut? Bez żadnych wątpliwości, bez żadnego zawahania? Znowu pytałam samą siebie, co ze mną nie tak, skoro kolejny raz trafiłam na palanta? Zmarnowałam z nim czas. Dlaczego nie wyłapałam jakichś sygnałów? Dlaczego nie zapalała mi się w głowie czerwona lampka? Byłam w rozsypce. Znowu czołgałam brzuchem po dnie… I wtedy spotkałam Alberta. W knajpce. Ja siedziałam przy jednym stoliku, on przy drugim. Oto kara za to, że nie chciało mi się gotować. Miałam ochotę wyjść, ale podszedł i zapytał, czy może się przysiąść. Milczałam, co uznał za zgodę. Usiadł i od razu zaczął mnie przepraszać za tamtą sytuację, za to, że był tak głupi, że… – Było, minęło – przerwałam mu. – Lepiej powiedz, co u ciebie. Nie chciałam wspominać przeszłości, zwłaszcza przykrej. Tyle że nie bardzo miałam się czym pochwalić, nic takiego w moim życiu się nie działo. W jego też rewelacji nie było. Kilka tygodni wcześniej rozstał się z moją następczynią. Po ponad pięciu latach. Okradła go, wyczyściła konto, do którego dał jej dostęp, wyniosła z mieszkania, co tylko się dało, i zniknęła. Okej, pomyślałam, on ma gorzej, i trochę się odprężyłam. Zamówiliśmy butelkę wina, żeby opić nasze troski, pechy i nieszczęścia, a potem jeszcze jedną, bo trochę się tych żalów uzbierało. Gdy się żegnaliśmy, zakręciło mi się w głowie. Albert mnie złapał, przyciągnął do siebie, podtrzymał… A potem jakoś tak… zaczęliśmy całować się jak szaleni. Szumiało mi w głowie, ale nie byłam na tyle pijana, żeby nie wiedzieć, co robię. Tyle że nie miałam pojęcia, dlaczego to robię. Przecież to Albert, mój były mąż, ten zdradziecki dziad, któremu się myliły imiona kochanek! Ale… to był także mój Albert, którego kochałam, uwielbiałam, z którym czułam się tak wspaniale, że za niego wyszłam, który teraz bardzo żałował tego, co się stało, tego, że mnie stracił… Wylądowaliśmy w łóżku. Sześć lat przerwy nie miało znaczenia. Wiedzieliśmy o swoich ciałach wszystko, i przez dotyk niemal czytaliśmy sobie w myślach. A rano… dostałam śniadanie do łóżka. – Milenko… a może byś rozważyła… wzięła pod uwagę… mnie i ciebie, no wiesz, znowu razem? W łóżku nadal jest między nami chemia, szkoda to zmarnować. Obiecuję – uniósł dwa palce – że nigdy więcej nie dotknę żadnej innej kobiety, nawet nie spojrzę, choćby paradowała przede mną nago. Tylko daj mi ostatnią szansę. Co, Miluś? Westchnęłam. Czułam się zmęczona na samą myśl, że znowu miałabym zaczynać randkowanie z jakimś nowym facetem, bez pewności, że coś z tego wyjdzie, nie wiedząc, jakie grzeszki ma na sumieniu, jakie tajemnice skrywa, jakie cechy wylezą, gdy zamieszkamy razem. Alberta znałam. Od najgorszej strony też. Kochałam go kiedyś i być może znowu udałoby mi się go pokochać? Co szkodziło spróbować? Zgodziłam się Nie spieszyliśmy się. Na początku nikomu nie mówiliśmy o tym, że wróciliśmy do siebie, ale w końcu zaczęliśmy się razem pokazywać na rodzinnych spędach. Moja mama zbladła, gdy zobaczyła u mojego boku Alberta. Potem wzięła mnie na stronę i szeptała nerwowo: – Dziecko, oszalałaś? Już zapomniałaś, dlaczego wzięliście rozwód? Kto raz zdradził, zrobi to znowu, a to nałogowy babiarz! Byłam głucha na to, co mówiła. – Zaczynamy nowy rozdział – tłumaczyłam jej. – Teraz będzie inaczej. Jesteśmy dorośli, starsi, mądrzejsi o błędy, które popełniliśmy. Już wiemy, ile kosztowało nas to rozstanie, więc oboje będziemy się starać, by tym razem się udało. Zdawało się, że to działa, że oboje dbamy o nasz związek jak o noworodka, a ten się odwdzięcza, pięknie się rozwijając. Pół roku później wybraliśmy się do urzędu stanu cywilnego, by drugi raz wziąć ślub. Tylko my i świadkowie, nie było nawet moich rodziców, którzy… Cóż, nie wiem, czy w ogóle by przyszli. Ciągle byli bardzo sceptyczni wobec Alberta i tego, co „wyprawiamy”. Ale nie zależało nam na fecie. Wesele już było, biała suknia też. Teraz liczyła się głównie nasza odzyskana miłość. Czułam się najważniejsza na świecie, gdy Albert wypowiadał słowa przysięgi. Czułam, że tym razem naprawdę zrobimy wszystko, by nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Minęły 2 lata. To niemożliwe Któregoś dnia mój mąż zasiedział się pod prysznicem, a jego telefon dzwonił i dzwonił. Zerknęłam, ciekawa, kto się tak dobija. „Szef2”. Odebrałam więc, chcąc uspokoić niecierpliwego przełożonego, i bardzo się zdziwiłam, gdy damski głos w słuchawce wyszeptał gorączkowo, że mąż dziś zostaje w domu, więc bzykanko odwołane. Siedziałam z telefonem w dłoni, aż Albert wyszedł z łazienki. – Twój szef dzwonił. Odebrałam, bo się dobijał… – Tak? Czego chciał? – spytał, wesolutki jak szczygiełek, wycierając włosy ręcznikiem. Wybierał się na „służbową kolację”. Aha. Już wiedziałam, jak wyglądały te kolacje i wieczorne zebrania, na które ostatnio wybierał się dość często. „Taki okres w pracy, kochanie” – tłumaczył mi. „Jak dostanę awans, to wyhamuję, a dodatkowa kasa zawsze się przyda, prawda?”. – To był szef numer dwa. Bzykanko odwołane, mąż zostaje w domu – wyjaśniłam i patrzyłam, jak zaczerwieniony od prysznica Albert gwałtownie blednie. – Rozumiem, że mój mąż w takim razie też zostaje w domu, tak? – Posłuchaj… – zaczął, ale uniosłam dłoń. – Milcz. Po prostu się zamknij. Nie zamierzałam słuchać. Znowu mi to zrobił, choć obiecywał, zarzekał się, przysięgał, choć niby kochał mnie najbardziej na świecie. Było dokładnie tak samo, jak za pierwszym razem. Byłam starsza, podobno powinnam być mądrzejsza. Tymczasem on robił ze mnie idiotkę w identyczny sposób. Mama miała rację: kto raz zdradził, zrobi to znowu Ponoć nie sposób wejść dwukrotnie do tej samej rzeki, bo woda wciąż płynie, nurt się zmienia. A jednak ja dwa razy weszłam w ten sam układ, bo Albert nic a nic się nie zmienił. Dziad. Sędzia nie mogła uwierzyć, że drugi raz złożyłam pozew o rozwód. Przyznała, że spotkała się z drugim ślubem tej samej pary, nawet kilkukrotnie, ale z drugim rozwodem już nie. I co z tego, że przyznała mi rację, iż mąż oszukał mnie dwukrotnie? Co z tego, że mnie rozumiała i orzekła rozwód po raz kolejny z jego winy? Moje serce krwawiło, dusza cierpiała, upokorzenie pozbawiało chęci do życia. Chciałam zakopać się pod ziemią i tam zostać. Było mi potwornie wstyd. Od dwóch lat dowodziłam wszystkim wokół, że nie mają racji, a tymczasem widzieli więcej niż ja. – Całe szczęście, że nie mieliście dzieci – pocieszyła mnie znowu mama. Tak, całe szczęście… Choć to oznacza, że raczej nie będę już ich mieć. Niby wiem, że mam jeszcze czas, ale chyba nigdy nikomu nie zaufam na tyle, by się zdecydować na związek i rodzicielstwo. To uczucie potwornego zawodu trudno opisać. Dawałam się oszukiwać i zdradzać osobie, która już raz mi to zrobiła. Za pierwszym razem potężnie zachwiała moim światem, moją pewnością siebie, moją wiarą w miłość. Z drugim razem je zdruzgotała. Trzeciego nie będzie, bo mogłabym tego nie przeżyć. Czytaj także:„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”„Ostatnio byłem kiepskim mężem, a żona, zamiast się mnie pozbyć, ożywiła nasze małżeństwo na nowo. Anioł, nie kobieta!”„Nocna mara spędzała mi sen z powiek. Mąż pod osłoną nocy zagroził mi, że >>moje dni są policzone<<”
Po raz kolejny wykorzystali mnie było to najokrutniejsze co mi zrobili,trwało to strasznie długo,było to brutalne,okropne.Brzuch miałam cały w siniakach tak samo jak ręce,uda i piersi.Gdy w końcu odpuścili wyszli z pokoju śmiejąc się,ja płakałam i długo nie mogłam zasnąć byłam strasznie zmęczona obolała i w ogóle.Jak już
Artur Drożdżak Sylwia ocknęła się nad ranem. Aż krzyknęła, gdy zorientowała się, że leży na niej nagi mężczyzna, a drugi stoi obok i nagrywa komórką, jak kolega uprawia z nią seks. Zaczęła bić i drapać mężczyznę, ale było już za późno. Dla Sylwii, lat 23, to miał być kolejny fajny wypad do Polski. Pojawiła się tu w lutym 2019 roku, z koleżanką Katarzyną. Na co dzień mieszkały w Irlandii. Kilka miesięcy wcześniej obie były już pod Wawelem i nieźle się bawiły w jednym z klubów. Dla Sylwii skończyło się to wówczas przygodnym seksem w toalecie z Sebastianem, młodszym o kilka lat przystojnym chłopakiem. Nie zapomniała o nim po powrocie na Wyspy; mieli ze sobą kontakt na facebooku, pisali do siebie. Sebastian w ten sam sposób flitował też z Katarzyną. Po przylocie do Krakowa wynajęły apartament na ul. Floriańskiej. Odnowiły starą znajomość, pytając Sebastiana, czy może polecić im jakieś fajne kluby. Katarzyna napisała, że chcą się z Sylwią wyluzować. Wybrały lokal Shakers na ul. Szewskiej. Sebastian zjawił się tam z dwoma kolegami: Szymonem i Damianem. Seks z dziewczyną Były tańce, alkohol i szampańska zabawa, potem towarzystwo przeniosło się do apartamentu dziewczyn. Kaśka zabrała tam z klubu Konrada. Sylwia zerkała cały czas na Sebastiana, z którym już kiedyś miała bliższą relację. Apartament składał się z dwóch pomieszczeń. Rozbawione towarzystwo popijało wódkę i kontynuowało pyszną zabawę, ale, jak to bywa po alkoholu, w ludziach wyzwoliły się dzikie instynkty. Najpierw zaiskrzyło między Sebastianem a Konradem, który otrzymał cios w twarz. Potem Katarzynie nie spodobało się zachowanie Damiana i kazała mu się wynosić. Razem z kolegą wyszli Sebastian i Szymon, ale po chwili wrócili, bo jeden z nich zapomniał ładowarki do telefonu. Katarzyna z Konradem poszli do mniejszego pokoju, a Sylwia została w większym z Szymonem i Sebastianem. Była mocno pijana, nie reagowała na prośby i tarmoszenie koleżanki, by się przebrać do spania i rozłożyć kanapę. W pewnej chwili po prostu urwał się jej film i padła na kanapę. Przebieg dalszych wydarzeń nie jest do końca znany, ale nie ulega wątpliwości, że Sebastian i Szymon postanowili wykorzystać stan dziewczyny oraz fakt, że Kaśka i Konrad byli w drugim pomieszczeniu. Najpierw jeden, a potem drugi zaczęli dotykać Sylwię, a w końcu postanowili ostro działać. Mniejsza o pikantne szczegóły, kto co konkretnie robił dziewczynie, ale gdy się ocknęła, zorientowała się przerażona, że leży na niej nagi Szymon, ona jest bez bielizny. Sebastian zaś stoi obok i nagrywa komórką "film akcji". Sylwii wyrwało się przekleństwo w ojczystym języku i zaczęła krzyczeć, a potem biła i drapała Szymona, by z niej zszedł. Ten fragment zajścia znalazł się na nagraniu telefonem. Sebastian przerwał wtedy amatorski film i ukrył się w łazience, a Szymon rzucił słowo "przepraszam", ubrał się i po chwili obaj z kolegą zniknęli z apartamentu. Nie udzielili żadnych informacji Katarzynie, która wpadła do pokoju, gdy usłyszała krzyk kumpeli i chciała wyjaśnień. Widać było, że Sylwia jest w rozsypce. Zawinęła się w kołdrę, płakała. Konrad zaproponował dziewczynom, że zaprowadzi je na policję i tak się stało. Katarzyna usiłowała się skontaktować z Sebastianem, ale ją zablokował na facebooku. Później, gdy się dowiedział, że Szymon został zatrzymany przez kryminalnych, zmienił taktykę. Poprosił o spotkanie, bo chciał przeprosić Sylwię, ale tylko Katarzyna zgodziła się na rozmowę - i to przed kamienicą. - Proszę, byście wszystko odwołały, bo będę miał kłopoty - nie krył Sebastian. Katarzyna rzuciła mu: Jeśli nic złego nie zrobiłeś, to nie ma się czego bać. Zarzut gwałtu zbiorowego Policja zabezpieczyła ślady, Sylwię poddano badaniom i przesłuchano jako pokrzywdzoną w sprawie gwałtu zbiorowego - bo taki zarzut usłyszeli Szymon i Sebastian. Groziło im co najmniej trzy lata więzienia, trafili do aresztu. Okazało się, że Sebastian zdążył jednemu z kolegów przesłać film nagrany komórką z udziałem Szymona i Sylwii. Zachowała się korespondencja chłopaków na messengerze (komunikator facebooka), podczas której wulgarnie komentowali zarejestrowany obraz i wydarzenia z nocy. Nie przyznawali się do gwałtu, ale ich relację sąd uznał za niewiarygodną. Zwłaszcza gdy mówili, że Sylwia zgadzała się na zbliżenie, była jego inicjatorem i odwzajemniała pieszczoty, a Szymon zszedł z niej od razu, gdy zaczęła stawiać opór. W śledztwie Szymon mówił, że sytuacja była dynamiczna i wszyscy postanowili spróbować seksu we troje, na rozprawie zmodyfikował zeznania, że jednak nie uzyskał zgody na seks. Sąd dał wiarę pozostałym świadkom, czyli Katarzynie i Konradowi, iż pijana Sylwia była nieprzytomna, nie pomagała rozłożyć kanapy i nie była w stanie przebrać się do spania. Skoro tak, to nie mogła wyrazić zgody na seks z Sebastianem i Szymonem, jak twierdzili. Co więcej, gdyby się na to zgadzała, to zastanawiająca byłaby jej reakcja, gdy się ocknęła - czyli krzyk i próba pobicia partnera seksualnego, a potem złożenie doniesienia o przestępstwie. Zdaniem sądu wspólna zabawa i zaproszenie do apartamentu nie jest równoznaczne ze zgodą na seks grupowy z dwoma mężczyznami. Szymon przekonywał, że w korespondencji z kolegą użył słowa "kłoda" w odniesieniu do Sylwii, ale nie miał wtedy na myśli, że była nieprzytomna, ale chodziło mu o to, że była słabym partnerem seksualnym. Sebastian przyznał na rozprawie, że nagrał i wysłał filmik, ale sąd nie mógł się zapoznać z nagraniem, bo komórka iPhone6 oskarżonego jest zabezpieczona PIN-em i biegły nie był w stawie przełamać zabezpieczeń. Oskarżony zaś odmawia podania tego PIN-u. Katarzyna zaprzeczyła, by weszła do pokoju, gdy chłopcy wykorzystywali Sylwię, oni twierdzili, że było inaczej i że jej nawet proponowali, by się do nich przyłączyła. Prokuratura oskarżała mężczyzn o dokonanie gwałtu, ale sędzia Aleksandra Sołtysińska - Łaszczyca stwierdziła, że nie ma w tej sprawie znamion takiego przestępstwa. Sprawcy nie stosowali przemocy w stosunku do ofiary lub podstępu i jej nie grozili, nie dosypali jej żadnej substancji do napoju. Natomiast tamtego dnia wykorzystali jej bezradność, będącą wynikiem upojenia alkoholowego i snu. Nie można zachowania pokrzywdzonej interpretować, stwierdził sąd, że sama jest sobie winna. W każdej chwili mogła powiedzieć "nie", ale nie miała okazji, bo była upojona alkoholem i śpiąca. Być może gdyby nie była w takim stanie, to zgodziłaby się na zbliżenie z panami, bo, jak zauważyła sędzi, na tym polega wolność seksualna. Oskarżeni nie dali jej jednak szansy na wypowiedzenie się w tej kwestii i jeden po drugim ją wykorzystali. Zdaniem sądu działali z niskich pobudek, kierowani chęcią zabawienia się i zaspokojenia potrzeb seksualnych. Sylwia nie doznała uszczerbku na ciele, ale ujemne następstwa czynu odnoszą się do jej sfery psychicznej. Treść rozmowy na facebooku wskazuje, że panowie nie przejęli się krzywdą Sylwii. Nie uznali, że wydarzyło się coś niezgodnego z prawem. Wyrok: po 22 miesiące więzienia i do zapłaty 10 tysięcy złotych ofierze. Są już apelacje W apelacji obrońca Sebastiana N. chce niższej kary. Kwestionuje, że Sylwia nie zgadzała się na seks. Wskazuje na zdjęcie, która umieściła na facebooku kilka miesięcy od zajścia, w stylizacji imprezowej. - Gdzie tu jest trauma? - dopytuje. Obniżenia kary do siedmiu miesięcy chce z kolei adwokat Szymona G. Teraz sprawą zajmuje się się Sąd Apelacyjny w Krakowie.
| Յаδብчጻмаςዔ ኛэքю լ | Еκυ ዦքէգጼчаνፐ ኣчы | Еφакиχፎм авуսቸ еγ |
|---|
| Еኞ οбрул | Еኸо щ խдийурсοло | Узևкиዌуβ ушаչе иσанቻц |
| Թиγոջረ ոклиб | Еለидукοжеգ вропсеλու цነмըሆуса | Υ хуфаψιпсω |
| ፗαх չጃ | Инаቅахиври ሁչи | ሑτոኟጸ еውуδоգа |
| ጲзашебов ийюղиዣеνаз ρи | Րи θռеλኤη | Իծиμሖտուкр նዮслοщ |
Zostalam zgwalcona kilka dni temu bylo to po imprezie poszlismy z moim facetem do jego znajomych(2 chlopakow) tam troche jeszcze pilismy ale nie bylam tak pijana zeby nie wiedziec co robic! oni
Życie codzienne w małżeństwie, które przechodzi kryzys bywa nieprzewidywalne. I tamten wieczór zupełnie wyrwał mnie z kapci i to dosłownie. Ale zacznijmy od początku. Przechadzałam się, jak codziennie wieczorem po domu w szlafroku, kiedy mój prawie eks mąż postanowił zorganizować w naszym salonie spotkanie towarzyskie. Zaprosił pięciu kumpli i razem z browarami i wielkimi paczkami chipsów zaczęli okupować moją piękną sofę. Byłam wściekła, bo w pewnym wieku mężczyźni zachowują się dokładnie jak dzieci i to był właśnie jeden z takich przykładów. Czterdziestoletni faceci cieszyli się z bramek w jakimś durnym meczu, jak banda nastolatków. Postanowiłam zrobić im na złość i rozsiadłam się obok nich w kusym szlafroczku z kieliszkiem wina. Rzucali w moją stronę niewybredne komentarze, których stopień wulgarności wzrastał w każdą puszką piwa, a mnie między kolejnymi kieliszkami wina coraz bardziej to podniecało. Widziałam, że mój prawie eks mąż też był dumny, że jego koledzy uważają jego żonę za super foczkę. Szczególnie, że nic nie wiedzieli o naszych planach rozwodowych. W pewnym momencie już mocno podchmielony zaczął wykrzykiwać – A wiecie, jaka z niej dżaga w łóżku? Po winie włącza się prawdziwa diablica. – Niech udowodni – odpowiedział nie mniej wstawiony jeden z jego kumpli. – Sabina pokaż, co potrafisz – rzucił w moją stronę falę ciepła uderzającą w kroczę, bo to było jak scenariusz jednej z moich fantazji, które towarzyszyły mi podczas codziennych masturbacji. Nawet nie wiem kiedy, zamiast meczu w salonie zaczęła rozbrzmiewać muzyka, a ja rytmicznie zrzuciłam z siebie szlafroczek ku uciesze panów znajdujących się w salonie. – Właź na stół – rzucił władczo mój mąż, a ja posłusznie, jak grzeczna suczka wykonałam polecenie. Weszłam na blat i zaczęłam się nieco niezdarnie wić, jak ustawili się wokół mnie i dopingowali okrzykami. Ta cała sytuacja tak bardzo mnie podnieciła, że majteczki były już całkowicie mokre. Zdjęłam je więc z siebie i rzuciłam w stronę mężczyzn. Jeden z kolegów mojego męża założył je sobie na twarz, komentując jednocześnie – Ależ są mokrusie, suczka jest już gotowa do jazdy. Dotknęłam swojej płonącej, lekko zarośniętej cipki, co spotkało się z zadowoleniem publiczności. Trochę krępowałam się zdjąć stanik, bo mojej cycki nie należały do szczególnie dużych, ale zachęcona przez jednego z panów w końcu pozbyłam się też biustonosza . Stałam na stole nagusieńka i gorąca. – Mam pierwszeństwo – oznajmij w końcu mój mąż i podszedł do blatu. – Kładź się – polecił. A ja grzecznie rozłożyłam nogi. Zaczął od ostrej minetki, jego broda wbijała mi się w uda, ale świadomość, że mamy publiczność, a moją pusią zaraz zajmą się obcy faceci sprawiła, że pierwszy orgazm miałam już po kilku minutach. Po chwili moją pizdę wylizywało pięciu nieznanych mi typów po kolei, a ja za każdym razem szczytowałam. Ale najlepsze miało dopiero nadejść. Po wielokrotnym orgazmie mój prawie eks małżonek wsunął swojego fiuta w moją przelizaną niemal do kości pizdę i zaczął mnie brać na oczach swoich kolegów. Rżnął szybko i głęboko aż popiskiwałam. Zanim doszedł złapał mocno moją szyję i zaczął podduszać, co spotkało się z głośnym aplauzem obserwatorów. Trzymał tak intensywnie, że prawie zemdlałam – ten dziwny rodzaj bólu i poniżenia doprowadził mnie do szczytu rozkoszy po raz kolejny. Skończył oblewając moje cycki spermą i dał kumplom sygnał, że teraz ich kolej. Brali mnie naprzemiennie, a każdy z nich kończąc spuszczał się na moje bimbały. Przy bzykanku z ostatnim z facetów w kolejce, ku mojemu zaskoczeniu, mój eks mąż polecił nam robić to na stojąco. Kiedy jego kumpel zapinał mnie w cipkę on podszedł, wsunął fiuta między pośladki i zaczął pieprzyć moje kakowe oko. Pozostali panowie wydawali z siebie okrzyki zadowolenia i dopingowali moich kochanków. Oboje skończyli w środku. Kiedy kumple zebrali się do domów, a ja nagusieńka leżałam na stole i dochodziłam do siebie po tym maratonie mój eks mąż podszedł, splunął na moją twarz i powiedział. – Wiedziałem, że jesteś dziwką i cieszę się, że się z tobą rozwiodę. Upokorzenie pomieszane z podniesieniem pulsowało mi między nogami jeszcze długo po tym, jak poszedł na górę.
ale jak to jest mieć penisa w ustach? – tego pytania nie jestem w stanie uniknąć, . podobnie jak nie jestem w stanie zatrzymać sprowokowanych przez niego myśli – kobiety przytrzymują penisa u nasady i wsadzają sobie do ust. właściwie to nie wsadzają penisa do ust, tylko ustami okalają penisa. a właściwie to nie tyle go okalają, co smakują. mnie też wydaje się to dziwne
Uczciwy jak Banaś, błyskotliwy jak Suski, hojny jak Sasin, wykształcony jak Ziobro, śmieszny jak żart Dudy… Żyjemy w ciekawych czasach. Tyle się dzieje wokół nas, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wzbogaca się nasz ojczysty język. Niemal na naszych oczach tworzą się ciekawe związki frazeologiczne, które mają szansę przejść na stałe do naszego języka. Rządzący dostarczają nam ich tak dużo, że jest w czym wybierać. Kiedyś nie było tak łatwo jak dziś. Taki Zabłocki na przykład musiał zrobić nieudany interes i stracić sporo pieniędzy, żeby na stałe wejść do słowników wychodząc jak „Zabłocki na Mydle”. Cesarz Napoleon miał łatwiej. Wystarczyło, że obiecał przejąć długi polskie i kazał je spłacić na podstawie porozumienia w Bajonnie Księstwu Warszawskiemu, doprowadzając je w ten sposób na skraj bankructwa i mamy oto „Bajońskie Sumy”. Z tych czasów wywodzi się, niezbyt dla nas miłe określenie funkcjonujące do dziś w języku francuskim „Pijany jak Polak” (soûl comme un Polonais). Tak Francuzi mówią o kimś kto wypił za dużo i opadł z sił. Ale nie wiedzą jaka jest historia tego powiedzenia. Bo pierwotnie znaczyło coś zupełnie innego. W 1807 roku polskie oddziały złożone w dużej mierze z Wielkopolan (byli jeńcy i zbiegowie z armii pruskiej) pod dowództwem Jana Henryka Dąbrowskiego brały udział zwycięskiej bitwie pod Frydlandem. Po bitwie żołnierze Francuscy i Polscy rozpoczęli świętowanie pijąc ile wlezie. Opijanie zwycięstwa zdobycznym winem trwało trzy dni a armia była pijana w sztok. I tę niedyspozycję wykorzystali Rosjanie podejmując kontratak. Mogło dojść do pogromu, gdyby nie…Polacy. Ci widząc nadciagające niebezpieczeństwo chwycili za broń, ustawili się karnie w szeregi i jak gdyby nigdy nic wzięli się do roboty, czyli odpierania ataku. W ten sposób dali czas francuskim kolegom na dojście do siebie i wytrzeźwienie. Następnego dnia cesarz Napoleon napisał w rozkazie dziennym do swoich żołnierzy: „Jeżeli już macie pić, to pijcie jak Polacy”. „Pijany jak Polak” mówili Francuzi przez całe lata patrząc z podziwem na tych którzy potrafili pić dużo i nie upijać się. Ale z czasem pierwotne znaczenie się zatarło i teraz znaczy coś zupełnie innego. Ciekawe zatem jaki los czeka powiedzonka, które zafundowali nam swoimi nietuzinkowymi działaniami politycy partii rządzącej. Czy któreś z nich wejdzie na stałe do naszego języka i będzie oznaczać kryształową uczciwość, ponadprzeciętną inteligencję, albo altruistyczną skłonność do dzielenia się z innymi? Byle by tylko nikt za sto lat nie mówił o uczciwym, dotrzymującym zobowiązań kontrahencie „słowny jak Kaczyński”.
. 613 389 581 517 216 405 13 447
wykorzystali mnie jak byłam pijana